wedrownik

Nie ma słów
Ja wiem
Czasem łzy same lecą

Cokolwiek Ci powiem
Może też być źle
Umilknę, ja naiwny człowiek
Zaszyje się w swój kąt
Pobrzdąkam ciche melodie
Zaprowadził mnie mój los
W smutną niedolę

Wiele słów
Które czasem chcemy mówić
Krzyczeć żeby aż niebo usłyszało
A później ciszy śpiew
Szary kąt pozostaje

Pójdę gdzie cichy wiatr
Szumi różne melodie
A może oceanu fal szum
Piasku włażącego pod stopy
Gdzieś pójdę sobie pewnie sam
Ze spuszczoną głową
Aby posiedzieć i patrzeć w dal

A może przyjdzie ona za mną
Poczuję Jej wzrok, a później ręki dotyk
Zobaczę te oczy piękne
I kto wie może mi wybaczy
A może jej nie zobaczę więcej

Potrzymam piasek w dłoni
Widząc jak się wysypuje
Miesza każde ziarenko z milionem innych
Nie sposób odnaleźć go znowu
A czy mnie Ona znajdzie
Albo może Ja Ją

Cóż los przyniesie, gdzie przygarnie
Po policzku leją się łzy
Wzrok patrzy gdzieś daleko
Całkiem bez celu
Cóż losie zrobiłeś mi
Biednemu włóczędze
Ochron Ją i otrzyj jej łzy
Niech patrzy znów na wschód słońca
Dla niej niech przyjdą lepsze dni

Ja, no cóż włóczęga
A może jeszcze dotknę jej dłoni
Pocałuję jej policzek
A teraz
Cichą aleją sobie powędruję