Znow…

…a kiedy zostane sam i nikt nie bedzie chcial otrzec moich lez, bede plakal. Nienawidzac siebie za ten nalog ktory zabija moja dusze kazdego dnia. Kazde moje “nigdy wiecej”  jest korygowane kolejnym epizodem ktory zupelnie nic nie znaczy. Szanse ktore dostaje nie znacza nic w obliczu dni ktore spowite sa brudnymi dlonmi.

Patrze wlasnie w ciemnosc czujac wyschly pot na swoim ciele. Dotykam palcami twarzy, tak bardzo chcac aby to nie byly juz moje dlonie. Skulony slucham ciszy chcac uslyszec Boga.

Jutro wszystko zostanie z tylu. Zmyje z siebie wszystko i zaczne od nowa oszukiwac siebie samego. Do czasu az moj oddech nie pozostawi pary na zimnej szybie okna. Chwili kiedy w swietle ksiezyca moje mysli odejda z tego swiatu aby byc gdzies indziej. “Jak na deszczu lza, caly ten swiat nie znaczy nic. Chwila ktora trwa moze byc najlepsza z Twoich chwil”. (Dzem). Wiec trwam w chwili moralnego kaca, ktory powoli ze mnie splywa. Ktoremu pozwalam odejsc jak zuzytej prostytucce.