Swieto zmarlych

Swieto zmarlych to juz tylko wspomnienie. Moze takie prawdziwe swieto zmarlych, powinienem napisac. Od 12 lat juz nie chodze na cmentarz w ten dzien. Za to kazdego roku wspominam i przypominam sobie atmosfere jaka tam wtedy panuje. Male alejki w ktorych ledwo zmiesci sie jedna osoba. Kolejki ludzi ktorzy przykryci sa lekka mgielka palacych sie swieczek. Grupki znajomych lub krewnych, jedni blizej drudzy gdzies dalej. Co roku ci sami. Czasem kogos brakuje. Zamyslone twarze lub prawie placzace oczy jesli grob jeszcze jest swiezy i nie ma nad nim marmurowej plyty. Ksiadz przesuwa sie z ministrantami to z jednej czesci na druga i odwrotnie. Wiekszosc i tak sie nie modli. Trzymaja w rekach rozance, lub po prostu stoja zagubieni w swoich myslach. Pamietam byl jeden grob, a raczej grobik, nad ktorym zawsze stala ciocia ktorej juz nie ma. W nim bylo dziecko, za male jak na bycie juz w tym miejscu. Nigdy do konca nie dowiedzialem sie dlaczego ona tam zawsze swiecila swiece, albo nie doslyszalem odpowiedzi.

 

Wieczorem po zachodzie slonca nieraz bylem tam z druga wizyta. Juz bez rodziny, moze z kuzynami. Swiatelka w nocy tworza specjalna atmosfere ktora istniala tylko wtedy w ta jedna noc. Nie lubie cmentarzy ale wtedy on wygladal tak inaczej. Chlodne juz powietrze dawalo poczuc nad co niektorymi grobami cieplo wielu lampek. Swiatla zarysowywaly cienie na marmurowych kamieniach. Zdjecia ludzi ktorych gdzies tam znalem, mniej lub bardziej.