Historia jednej walki
Wczoraj bylem swiatkiem czegos czego sie spodziewalem juz od dluzszego czasu. Wpierw zadzwonil do mnie rano jak juz zaczalem pracowac, proszac mnie zebym wszystkie listy do niego przyniosl nie do biura ale pod drzwi jego mieszkania, bo nie chcial dzis wchodzic do biura. Z doswiadczenia ktore nabylem w ostatnim czasie wiedzialem ze znowu cos klamie. No ale nic to zaden problem zrobic kilkanascie krokow w lewo zamiast w prawo :))).. Pozniej zadzwonila jego sekretarka powiadamiajac mnie ze jesli ktokolwiek sie bedzie o nia pytal to ona juz jest w drodze. Robi tak dosc czesto w Soboty ostatnio. Jeszcze nigdy nikt o nia w tym czasie nie zapytal. Kiedy przyszla zaraz sie pyta czy widzialem J. Oczywiscie ja go na oczy nie widzialem, o slyszenie nie pytala wiec zachowalem to dla siebie. Nie lubie jej bo ma taki usmiech jakis hmm nie wiem. Pewnie chcialbym powiedziec usmiech dziwki ale to by bylo troszke moze i niesprawiedliwe. Przyszla z synkiem. Nie minelo pol godziny a J. oczywiscie pojawil sie i jak gdyby nigdy nic pomaszerowal do biura. Wpierw wszystko bylo w porzadku bo ktos przyszedl i musial pokazac im mieszkanie. Kiedy jednak tam zostali pozniej razem nastal delikatnie mowiac, problem. Pojawila sie jego zona. Zwykle jej nie widze w tych godzinach. Jak tylko ja widzialem maszerujaca w strone biura to juz mialem przeczucie ze cos niezwyklego sie ma wlasnie zamiar stac. Slyszalem stuk do drzwi i sekretarka otwarla. No i sie zaczelo. Jedna na druga zaczely krzyczec. Sekretarka wyleciala za drzwi, i popelnila delikatny blad. Zamiast z synem wiac gdzie pieprz rosnie to ona stala i sluchala jak jego zona krzyczy za drzwiami. Ale to byl KRZYK. Ja stalem za biurkiem i spogladalem w monitorek. Stad wiem ze stala za drzwiami. Po chwili te same drzwi sie otworzyly i jego zona wyskoczyla lapiac sekretarke za wlosy. Slyszalem tylko cichy glos chlopczyka “Mame”. Trzymawszy ja za wlosy krzyczala i pociagnela do biura. Tam sie wtedy zaczela prawdziwa wojna. Ktora nie trwala dluzej niz 5 minut ale sluchanie tego chyba jest lepsze niz ogladanie boksu na zywo w wadze ciezkiej albo koguciej. Szkoda ze te wszystki glosy byly po hiszpansku. Sekretarka wyleciala oczywiscie z placzem. Zona J. krzyczala dalej na niego juz z zamknietymi drzwiami. Pozniej tylko widzialem ja jak wyszla na chwile po miotle. Tym razem to nie bylo narzedzie bicia tylko sprzatania. Na nieszczescie sekretarki, za dzwiami w biurze stala sobie chyba juz schnaca palma. To byly juz jej ostatnie chwile. Byla palma, nie ma palmy. Mozna sie tylko domyslec co sie z nia stalo. Przyznam ze mnie to lekko wystraszylo bo jego zona po prostu wybuchla. Ale dobrze sie stalo. Juz mam dosc jego klamstw. Tego ze mi kaze sobie dzwonic o tej lub o tamtej godzinie i mowic zeby go wtedy zawolac ze niby cos zlego sie w budynku dzieje. Tak sie oczywiscie nie dzieje, ale on musi miec jakas wymowke zeby wyjsc z mieszkania i moc sie z sekretarka spotkac w ktoryms z wolnych jeszcze mieszkan. My wszyscy wiedzielismy o tym co sie dzieje, a oni sobie dalej robili swoje. Juz bylem bliski tego zeby sie zapytac jednego ktory jest tak jak ja pracownikiem tylko robi cos innego i jest juz w tym budynku przez kilkanascie lat, o to czy moze nie trzeba by cos z ta cala sytuacja zrobic. Po zajsciu zaczalem szukac palmy. Niestety, nic takiego albo chociaz przypominajacego drzewko nie znalazlem. Domyslam sie wiec ze niewiele z niego zostalo. Ale jak juz pisalem, zasluzenie. Bylo mi i wciaz jest zal jego zony. To dobra kobieta i zawsze mila. Dobrym ludziom nie powinno sie czegos takiego robic, tym bardziej ze ma sie rodzine, dzieci. Bylo kilka razy ze ona brala tego chlopczyka wtedy na gore. Czy go zamykali na chwilke na balkonie zeby sie sam pobawil to nie wiem i w sumie to nie chce wiedziec. Teraz czekam. Ciekawe czy sekretarka wroci do pracy. Ja bym sie z lekka bal. Moze w koncu ta chora sytuacja sie skonczy, bo mi jakos nie na reke byc w to nawet nie bezposrednio zamieszany.
To bardzo latwo jest oceniac innych. Trudniej jednak to przychodzi kiedy spojrzy sie na siebie. Jadac rano do kosciola znowu ja widzialem. Szla chodnikiem z mezem i dzieckiem. Dwa dni wczesniej znowu klikalismy. W chwilach desperacji robie rzeczy ktorych pozniej bardzo ale to szczerze i bardzo zaluje. Znow zaczela mowic o rzeczach ktore dzialaja na mnie jak wodka na alkoholika. Tym razem jednak wylaczylem pogram na ktorym rozmawialem i odszedlem od komputera. Bez pozegnania, bez niczego. Nie moge postawic sie sam w podobnej sytuacji. Musze sie nauczyc wytrwalosci i sily woli. Wierze ze ta jedna gdzies tam jest i ona nie musi byc zabierana innemu mezczyznie. Kiedy ich przejechalem poczulem sie lepiej. Nie dlatego ze zostali gdzies tam z tylu, ale dlatego ze zrobilem pierwszy krok na drodze do zmiany tego jak mysle. W koncu postawilem sobie male NIE. Swietym nie bede, ale i takowych jest malo na tym swiecie. Pozostaje wiec resztka wlasnej roztropnosci ktora choc w kawaleczkach musi byc zachowana, zeby nie stracic nadziei na kolejne jutro, na kolejne spotkanie ot tak przypadkiem.