Mysl
W chwili. Bo chyba tak mozna nazwac mysli ktore istnieja przez ulamek naszego snu, naszego spojrzenia na padajacy snieg, zachodzace slonce, krople deszczu. A za ta chwila bezdennosc slow ktore staraja sie ogarnac to co widzi zwykly umysl.
W chwili. Bo chyba tak mozna nazwac mysli ktore istnieja przez ulamek naszego snu, naszego spojrzenia na padajacy snieg, zachodzace slonce, krople deszczu. A za ta chwila bezdennosc slow ktore staraja sie ogarnac to co widzi zwykly umysl.
Znalazlem Cie przez przypadek. W plecaku ktorego nie otwieralem od wakacji. Miedzy zeschnieta pestka, na lekko pogietej kartce papieru. Blyszczysz sie leciutko pod swiatlem. Przez moment stalem bez ruchu, pozwalajac swoim myslom na dzialanie wsteczne. Juz minelo tak wiele dni w porownaniu z codziennym slowem napisanym w szybkim przelocie codziennej chwili. Wtedy kazdy moment mial swoje znaczenie i swoj czas w naszej historii.
Slowa, tylko one pozostaly bez zmian. Wyciszone na nieokreslona ilosc dni. Staram sie do nich wracac, choc to trudne. Przyzwyczajenie do ciszy i samotnosci otwarlo inne drzwi mozliwosci. Otrzepywanie swoich skrzydel z przeszlosci nie ma sensu. Bo gdyby mialo, musialbym spalic ten kawalek papieru z Twoim usmiechem na nim.
Slucham piosenek ktore wydaja mi sie byc niejako smutne. Na nich milosc albo juz byla i przeminela, pozostawiajac po sobie zgliszcza dwoch serc, albo jej wcale nie bylo i istnieje tylko w nieskonczonosci dni w ktorych sie ciagle na ta milosc ma nadzieje.
Jestes czarno biala, a przeciez porzucone mysli sa tak bardzo kolorowe. Czasem przezroczyste, czyli koloru lez ktore istnieja na policzkach przez krotki moment. Jakzesz jednak dlugo skraplaja serca.
Pogodziwszy sie z faktem ze w kazdym zyciu smutek jest nieodrebna czastka bycia czlowieka, moje mysli daza do ksztaltow, zapachow, zachowan. Tak. Marzenia wiosennych nocy wciaz zyja we mnie. Wiele chwil skupienia przywraca momenty ktorych erotycznosc jest taka bezwzgledna. Nie umiem inaczej nazwac tego glodu. Obrazy Twojej prawie nagosci sa zywe i istnieja po to aby karmic moja glodna wyobraznie.
Kartka zostala w plecaku. Kiedys calkiem przez przypadek usmiechne sie znowu, wierzac ze w myslach nie jestem sam.
Z nienacka postanowilem sklecic kilka slow. Moje dni niestety nie wyrazaja w sobie jakiegokolwiek natchnienia do tego aby ciagle cos pisac. Jest lepiej i gorzej. Taka zyciowa mieszanka jak to sie popularnie pewnie nazywa.
Ostatnimi dniami chcialem sobie dac szanse na jakies uczucie. W sumie to nie jest to prawdziwe uczucie bo jest zwiazane tylko z byciem na internecie. Mimo wszystko postanowilem sobie wbic do glowy ze potrafie jeszcze to cos czuc. Dzis stanalem przed lustrem i w jednym momencie uswiadomilem sobie ze wciaz jestem soba. Tym kims kto zapatrzyl sie w samotnosc i mu jej czasem brakuje. Odnioslem wrazenie ze taka jest wlasnie moja natura. Przeciez juz tak wiele razy sobie to mowilem, za kazdym razem uswiadamiajac sobie inne to samo.
Boje sie o siebie. To takie trudne czasem przygladac sie swojej bezradnosci, swojemu braku pomyslu na zycie. Chcialbym byc ignorantem ktory nic nie wie i nie zdaje sobie zadnej sprawy ze swojego istnienia. Widze takich ludzi. Sprawiaja wrazenie radosnych, zawieszonych w chwili swojego bycia. Zas przedemna wszystko musi wygladac inaczej. Na plocie musi stac kogut, a chmury zawsze maja czegos ksztalt.
Pod metalowa oslona wlasnego uczucia, cichutko siedzi sobie moje serce. Zakopalem go gleboko. Raz po raz oszukuje sie wmawiajac sobie ze samoobronny pancerz zaczyna drzec, odslaniac mnie dla delikatnego uscisku czyjegos uczucia. Juz dawno nauczylem sie zyc ze swiadomoscia iz kluczyk do otwarcia mojej skorupy gdzies przepadl bez sladu. Dzis znow poddaje sie prubie. Juz z przyzwyczajenia traktuje ja jak niedostepna, kamienna twierdza, traktuje rycerza prubujacego sie do niej wkrasc. Zimnym wzrokiem i ze stoickim spokojem patrze na kazdy ruch, kazde slowo w ktorego znaczeniu chce sie doszukac znaku nadziei dla siebie. Bo przeciez tylko nadzieja mi pozostala. Jedyna moja kobieta ktora jest mi zawsze wierna. Na przedmiesciach swoich mysli, jak zwykle jest zauroczenie. Zawsze mu ulegam, tak samo jak widokowi erotycznie pozujacej do kamery kobiecie. Te dni sa najdluzej zapamietywane. Ich roznorodnosc i wciaz swieza innosc, dodaje adrenaliny ktora pokonuje szara codziennosc. Chociaz, czy jest ona w zasadzie szara? Chyba nie.
Tkwie zamkniety w chwili ciaglego poznawania. Tesknoty za kolejna chwila, za nastepna szansa widzenia sie od stop do glowy. Zaskakujaca jest waga niepewnosci co do tego jak czasem sie zachowac, lub moze wyczuc to co ona moze chciec, lub co znaczaja jej mysli. Innosc tej drogi pociaga tym bardziej do odkrywania nieznanego Ja. Slowa ktore zawsze istnialy tylko wyzlobione gleboko w myslach odnajduja swoj moment istnienia na moich ustach. Niepewnie ucza je codziennie przyzwyczajac do strachu, rodzic sie na nowo pod moja opieka. Lubie ta innosc. Znalazlem w niej pocieche dla swojego ciala, balsam dla swojej duszy. Otworzylem oczy aby sprawdzic czy wciaz jestem, czy juz nie jest za pozno aby obudzic sie z tej zimy.
Jest starym juz czlowiekiem. Za kazdym razem kiedy widze jego lysa glowe i grube okulary na nosie przypominaja mi sie jego opowiadania o zyciu ktore spedzil bedac mlodym czlowiekiem. Rozumiemy sie a przynajmniej mam takie wrazenie. Pozniej przychodzi chwila w ktorej Ja widze sie na jego miejscu. Samotnosc pomnozona kilka razy przez ilosc swoich lat. Moment depresji na widok tej innej przyszlosci.
Cieple zimowe dni. Tak dziwnie to brzmi. Brakuje mi sniegu i chrupania lodu pod nogami. Brakuje mi tego ze widze jaskrawe gwiazdki sniezynek zamrozone w ciagu dnia i blyszczace sie w mocnym swietle dnia.
Wciaz w oknie. Tym ktorego lzy czesto moczyly parapet. Za ktorym zmienia sie pogoda, ale nie ta na zewnatrz, ta ktora jest we mnie. Tak dobrze jest z niego patrzec na zycie innych. Zycie tych ludzi ktorzy nie widza swoich okien na swiat, zyja codziennoscia ktora im ucieka bez zauwazenia bliskosci oczu ktore na nich patrza. Ja placze kiedy pada deszcz. Cienie kropel na moich policzkach drocza niewyrazne slady na mojej twarzy. W zamknietych oczach wszystko przestaje istniec. Czuje ciepla dlon dotykajaca moje calkiem nagie cialo. Tak. Oni nie widza ze jestem obdarty z wszystkich mysli ktore Ty skradasz co noc, ktore Ci daje. Wtedy jest cieplej. Twoj koc rozwianych wlosow jest cieply. Twoje cialo wysusza cienie lez, na chwilke przestal padac deszcz.
Uznalem ze nie warto robic zadnego rachunku sumienia, kiedy patrzylem jak mijaja juz ostatnie dni zeszlego roku. Wiem ze nie byl zly, nalezal do tych przyjemniejszych i pelnych roznych zdarzen ktore nauczyly mnie czegos wiecej o zyciu. Choc czego sie mozna o zyciu nauczyc skoro i tak sie robi swoje ;)? Definitywnie musze stwierdzic a raczej moge stwierdzic ze uleglem pewnym zmianom ktore zrobily ze mnie doroslejszego czlowieka. Taki dzieciak ktory nosi twarz mezczyzny.
Kilka dni bez laptopa spowodowaly we mnie glod, ktorego dotkliwosc dokuczala mi szczegolnie w pracy. To straszne byc tak zamknietym lub odcietym od internetowego dreszczyku :)).. Zlizywalem literki z ksiazek, glodny tego aby zabic mijajacy mnie powoli czas.
Jestem, ale co z tego? Na jak dlugo i przez ile chwil tez nie wiem. Nie planuje niczego pozostawiajac chwilom wolna wole przyjscia. Daje im czas na zakwitniecie, jak zimowym kwiatom pod szklana przykrywka wlasnych mysli.