Inaczej
Pod metalowa oslona wlasnego uczucia, cichutko siedzi sobie moje serce. Zakopalem go gleboko. Raz po raz oszukuje sie wmawiajac sobie ze samoobronny pancerz zaczyna drzec, odslaniac mnie dla delikatnego uscisku czyjegos uczucia. Juz dawno nauczylem sie zyc ze swiadomoscia iz kluczyk do otwarcia mojej skorupy gdzies przepadl bez sladu. Dzis znow poddaje sie prubie. Juz z przyzwyczajenia traktuje ja jak niedostepna, kamienna twierdza, traktuje rycerza prubujacego sie do niej wkrasc. Zimnym wzrokiem i ze stoickim spokojem patrze na kazdy ruch, kazde slowo w ktorego znaczeniu chce sie doszukac znaku nadziei dla siebie. Bo przeciez tylko nadzieja mi pozostala. Jedyna moja kobieta ktora jest mi zawsze wierna. Na przedmiesciach swoich mysli, jak zwykle jest zauroczenie. Zawsze mu ulegam, tak samo jak widokowi erotycznie pozujacej do kamery kobiecie. Te dni sa najdluzej zapamietywane. Ich roznorodnosc i wciaz swieza innosc, dodaje adrenaliny ktora pokonuje szara codziennosc. Chociaz, czy jest ona w zasadzie szara? Chyba nie.
Tkwie zamkniety w chwili ciaglego poznawania. Tesknoty za kolejna chwila, za nastepna szansa widzenia sie od stop do glowy. Zaskakujaca jest waga niepewnosci co do tego jak czasem sie zachowac, lub moze wyczuc to co ona moze chciec, lub co znaczaja jej mysli. Innosc tej drogi pociaga tym bardziej do odkrywania nieznanego Ja. Slowa ktore zawsze istnialy tylko wyzlobione gleboko w myslach odnajduja swoj moment istnienia na moich ustach. Niepewnie ucza je codziennie przyzwyczajac do strachu, rodzic sie na nowo pod moja opieka. Lubie ta innosc. Znalazlem w niej pocieche dla swojego ciala, balsam dla swojej duszy. Otworzylem oczy aby sprawdzic czy wciaz jestem, czy juz nie jest za pozno aby obudzic sie z tej zimy.