Cienie nocy
Jest noc ktora juz mozna nazwac gleboka. Tak wielu pewnie tuli swoje glowy do poduszek zapominajac na kawalek czasu o wszystkich swoich problemach. Jest noc, wiec jestem i Ja, wloczac sie po werpetach mysli ktore dzis sa spokojne. Moze to muzyka znow gladzi nierownosci zaznane w ciagu dnia. Na suficie wlasnie zauwazylem ze mam normalnie pajeczyne. Tylko w tym swietle nocy ja widac. Pozwole jej tam byc. Jeszcze jedna noc. Przez caly dzien mam jakies dziwne przeczucie indywidualnosci. Czyli poczucia tego ze jest sie kims kogo nie ma nigdzie na swiecie, przez co jest sie w jakims sensie potrzebnym chociazby po to zeby stac gdzie sie stoi lub siedziec gdzie sie siedzi. Gdyby mnie teraz nie bylo wiele rzeczy nie mialo by swojego istnienia. Sklada sie na to ta dobra jak i ta zla strona oczywiscie. Ale nie to jest najwazniejsze, grunt zeby bylo cos co jest podpisane moim wlasnym imieniem. Biale sciany pokoju ktore sam malowalem, ksiazki, slowniki, rybki. Czesto staram sie myslec ze zatapiam sie w wiekim tlumie ludzi, nie widzac nawet samego siebie, swojej osobowosci, a przeciez kazdy z nas wnosi usmiech na ustach przechodniow.
Kiedy juz dni odejda niepowrotnie, te przed ktorymi jeszcze stoje, pozostanie mi tylko spojrzec.