bladzac…
…moglbym sie dlugo zastanawiac nad tym co Bog powiedzial. … nie sadze ze przynioslo by to jakiekolwiek skutki zmienne na moim charakterze… wiem ze wczesniej czy pozniej stal bym sie… albo nie… nie stal bym sie.. nazwe to inaczej… bylbym po prostu dalej soba…
..na przestrzeni dni ktore ocieraja sie o moje zrenice spotykam takich a nie innych ludzi…czasem ich nienawidze… bywa ze powod jest ich wygladem zewnetrznym… bywa ze tym co mowia lub jakie maja poglady.. bywa ze kolor ich skory pod wplywem momentu sprawia iz mam poglad na ich osobe nie zupelnie taki jaki mam kiedy jestem sam…
… gdzies zagubiony.. stracony dla losu i powiedziany sam samemu sobie ze to wszystko nie ma sensu.. odnajduje sens w malej jednej chwili ktora dla nikogo nie ma znaczenia….
..zamykam oczy ale nie dlatego ze chce je zamknac.. zamykam bo same zamykaja sie pod wplywem alkoholu… momentami przed oczami przemijaja mi chwile ktore czuje kiedy jest piata rano.. kiedy zaluje.. kiedy w swojej podswiadomosci czekam za znowu zapadnie noc az znowu zaczne myslec o tym aby moc dotykac jej miekkosci majteczek…. zakladam kaganiec na swoje mysli..zabraniam sobie samemu myslec o tym…. to tylko cialo bladzi myslami po brzegach mojej wyobrazni… to tylko cialo wciaz pragnie… a teraz..i moja dusza..
wez mnie………… nie pytaj jak mam na imie…