Ich slowa
Zmieszany gdzies w codziennej rozmowie o przyszlosci. Przeciez tak nie mialo byc, szkoda tych wszystkich szkolnych lat. Slowa ktore juz nie musze pamietac, odkrycia niejednego momentu ktory istnial tylko po to zeby znow upadlem. Teraz do tych mysli podchodze z dystansem. Jak niepewny czlowiek stojacy przed naga kobieta. Oniesmielony jej pieknem i pelny nadziei na to co moze sie stac za pare chwil, ale i w strachu przed tym jak bardzo sie moze spalic. Odtracam swoja nadzieje jakby byla dla mnie koszmarem. Inni budza ja na nowo. Widze ich starania i to ze moze wierza mocniej niz Ja. Paranoja slow ktore ciagle otrzepuja sie ze strachu i zaczynaja zyc na nowo. Tymczasem ja stoje obok. Pogodzony ze swoim ukrzyzowaniem i nieprzebaczalnoscia losu. Trzymam znow nadzieje w jednej dloni. Daje sobie zyc, wybaczam sobie swoja niedoleznosc, szukam zalet ukrytych przed smiechem, patrze w lustro nie bojac sie spojrzec w swoje szaro niebieskie oczy. Dzis marze i snuje plany, a jutro? Dzis chcialbym znow zaczac.