deszczowy poranek
W deszczowy poranek wstałem powoli
Świat budził się do życia nieco inaczej
Krople deszczu uderzały o szybę
Następnie łącząc się z innymi
Opadały na dół
I ptaszek siedział sobie na gałęzi
Próbując schować się pod listkiem
Nie śpiewał tego ranka, jak co dzień
Nie nucił swojej pięknej pieśni
Na ulicy samochody jeździły powoli
Ich światła odbijały się na drodze
Niby dzień był, jak co dzień
Lecz jakże był on inny
Wreszcie wstałem z ciepłego łóżka
I włączyłem u siebie światło
W łazience się ocknąwszy
Mając wodę w oczach
I zjadłem szybko śniadanie
Znów wyjrzałem za okno
Lecz ptaszka już tam nie było
Pozostał pusty konar
Woda kapała z liści
I słońca wciąż nie było słychać
Dotknąłem wówczas chłodnej szyby
A ręka zrobiła mi się chłodna
Lecz czas mijał nieubłaganie
I trzeba się było już zbierać
Więc szybko się spakowałem
Aby móc zacząć swój szary dzień
I dotrwać do końca