ktoregos popoludnia…
…juz dawno tego nie czulem… to tak jakby sie bylo znowu nastolatkiem.. zycie jest przedemna a mysli dopiero zaczynaja rozwijac swoje potencjaly w rozumie… wtedy sie jeszcze nie wie jak daleko to moze zajsc lub urosnac…. kazdy dzien jest zagadka…. niejaka walka calkiem nieswiadoma o to zeby bylo lepiej…..zeby cos stworzyc dla siebie w zyciu…
…wyniki bywaja rozne… ale to niewazne… do czego zmierzam?.. nie wiem… wiem tylko ze przez tysieczna czesc sekundy w odniesieniu do calego zycia… poczulem znowu ochote na to zeby zyc…. pomyslalem sobie ze moge znowu marzyc i spelnic to marzenie… tylko czy znajde odwage?… a moze to jest strach przed tym ze moze niedlugo juz byc calkiem za pozno na cokolwiek….
…rower jest oparty o lawke… patrze jak tarcza pomaranczowego slonca powoli sie chowa za horyzontem…po cichu w myslach odmawiam modlitwe… bo udalo mi sie przezyc kolejny dzien…
…rower… no wlasnie… radosc tej czesci zycia…..