Prosba
Od kilku dni czulem ze sie to we mnie zbiera. Ta chec pisania jak kiedys.
Moze jest to spowodowane tym ze moje mysli krzycza w samotnosci. Im bardziej staram sie kogos znalesc tym bardzieje jestem sam. Nawet w srodku rodziny, wsrod rodzicow i rodzenstwa, czuje ze cos ze mnie sie wylewa. Czuje ze staje sie tylko cieniem.
W tym tygodniu zaczalem czytac pismo swiete. Tak inaczej. Bardzo powoli. Tylko jeden paragraf na dzien, starajac sie zrozumiec to co czytam. Ale za to moje nalogi spoteznialy podwojnie. Bardzo bym chcial tak jak w piosence “wyjsc rano niby po chleb,… zostawic za soba ten zwariowany swiat”…
Nie mam nikogo z kim moglbym porozmawiac. Kto moglby potrzymac mnie za reke. “Samotnosc to taka straszna trwoga”…”przeraza mnie, przenika mnie”…… Ale ja wiem ze ty Boze jestes tuz obok. I wiem ze najczesciej to z mojej winy nie mozesz mi pomoc bo sam tej pomocy nie chce, bo sam rezygnuje z naprawienia swojego zycia.
Moze to dobrze ze nikt to nie przychodzi odkad otworzylem strone.
Boze! Przeciez wiesz ze chce byc inny. Ze chce kochac ludzi i byc kochanym. W myslach wlasnie przeklinam, i krzycze na ciebie. To nie sprawiedliwe, nie powinienem tak do Ciebie mowic. Bo wiem ze tylko Ty zawsze jestes. Rozmawiamy ze soba czesto jak jade do pracy. Lubie te chwile. Takiego naszego bycia razem.