spotkanie milosci
Kiedyś ktoś zawołał Mnie
Lecz nie rozpoznałem Cię
Słyszałem jak głos krzyczał “przyjdź”
Co widziałem było nic
I później wiele minęło dni
Zanim spotkaliśmy się znów
To była trzecia albo nie
Słońce zachodziło, chowało już się
Szłaś ulicą, jak co dzień
Z pracy lekko zagubiona
W ręce torebka, na głowie nic
Dużo problemów dręczyło Cię
Myślałaś, że świat kończy się
I nie ma sensu żyć następny dzień
Pamiętam spojrzenie i ten lęk
Kiedy szłaś z torebką sobie gdzieś
I nagle ja
Jak z nieba spadłem duch
Twe oczy przeszywając promieniem
Nasze dusze wypełniły się nagle pragnieniem
Tętno nam biło, że aż strach
W ustach języków było brak
Tylko mej dłoni dotyk, twojej też
Nasze palce tak mocno ścisnęły się
Nastał nowy czas
Nie zapomnę jak wtedy łzy
Lały się po policzkach mych
Znalazłem to, czym jest mój cel
Zbłąkana owca, już nie ma jej
To Ty i Ja pamiętaj, więc
Że nas los złączył przez ten dzień
Teraz spacery mamy tam
Lecz podążamy za pan brat
Niech miłość się w nas tli
Nie zapomnimy naszych wspólnych dni
Będę Cię mocno kochał tak
A serca nasze ogarnia żar