wakacyjne notki
Poniedzialek
Dzien pierwszy. Chociaz nie, wszystko sie przeciez skonczylo juz wczoraj. Dzien ktory obmyslalem sobie juz od kilku lat, nie przypuszczalem ze bedzie jaki byl. Pozegnanie ze starsza osoba ktora macha do ciebie dlonia majac w oczach male lezki jest czyms dosc specjalnym. Liczylem kazda godzine ktora mijala. Przerwa ktora zawsze mam byla moja ostatnia wieczerza jak to ktos dosc konkretnie nazwal. Na samym koncu pozegnalem sie ze swoim managerem. Tak mnie trzymal w uscisku ze trudno bylo zlapac oddech. Powstrzymywalem lzy z calych swoich sil. Odczepilem klucze i zostawilem w biurku. Teraz moj zestaw kluczykow jest taki bardzo lekki, brakuje mi nawet tych trzech ktore oddalem. Wieczorem mowilem sobie ze moge sie uzalac nad tym wszystkim tylko do momentu kiedy po raz ostatni wyjde za szklane drzwi. Ten moment byl rowniez wazny. Ostatnie spojrzenie na moje biurko, fotel w ktorym zawsze siedzialem, lobby w ktorym istnialem przez 9 lat. W windzie powiesilem kartki, jakos sie trzeba pozegnac z cala reszta ludzi. W biurze zostawilem kartke, ktora specjalnie kupilem dzien wczesniej w sklepie. Na niej zostawilem dla kazdego z osobna podziekowanie za to ze byli, ze istnieli. Kazdy mial inne, bo kazdy byl inny. Momentami zastanawiam sie czy dobrze robie, czy nie popelniam jakiegos bledu. Oddalam od siebie jednak te mysli przerazenia. Staram sie myslec twardo w przyszlosc i uswiadamiac sobie ze to wszystko jest dla mojego dobra, ze to poczatek czegos nowego czegos co polepszy moje zycie, co moze go zmieni. Wiec, zeby o tym niejako zapomniec i odpoczac od wszystkiego na drugi dzien o 6 rano wyjechalem na plaze. Jestem z siostra, nie wiem czy to dobrze czy to zle. Pogoda narazie nie dopisuje, bo jest zimno choc juz nas przysmarzylo tak ze sie smarujemy kremikami. Zatrzymalismy sie wreszcie w wygodnym moteliku. Pierwszy raz widze kuchenke, nawet garnki jakies sa i zestaw nozy, widelcy i innych przyrzadow kuchennych. Wiec to sie bardzo podoba. Zaczalem czytac kolejna ksiazke. Obiecalem komus z kim sie wczoraj zegnalem ze nie przestane ich czytac. Mysle ze to jest swego rodzaju moje hobby, zeby kolekcjonowac to co czytam. Martwie sie o siostre. Nie wiem co by dla niej zrobic zeby sie ze mna nie nudzila. Siedzi ciagle na krzesle i sie rozglada w kolo. Moze dlatego ze jest zimno. Wygladam za okno przygladajac sie jeszcze widocznej plazy, biale fale uderzaja o brzeg. Milo jest tu wrocic. Milo odwiedzic miejsce w ktorym zawsze ukladam sobie jakos mysli. Moze i tym razem cos wydedykuje, obmysle kolejny plan na kolejny rok ktory trzeba bedzie przezyc po powrocie do domu.
Wtorek
Oboje powoli nabieramy kolorow. Chyba przez to stajemy sie ladniejsi, piekniejsi niz wczesniej. Moja skora piecze w co niektorych miejscach, glownie na rekach. Stopy juz bola od chodzenia, tak jak rok temu. Oby tylko nie bylo tak zle jak wtedy. Ciagle sie martwie o siostrzyczke. Jestem juz chyba calkowicie przekonany ze moje towarzystwo nie jest czyms z czym ona czuje sie dobrze. Zmienila sie. Dawniej nie mozna bylo ja wyciagnac z basenu bo ciagle do niego chodzila, byla z innymi dziecmi w jej wieku. Teraz jest jakos inaczej. Stroni od wszystkiego i wszystkich. Boje sie ze stanie sie taka jak Ja. To nie bylo by za dobrze. Mam nadzieje ze starsi sie dogadaja i jakos przemoga w sobie to zeby mogla wyjechac do kuzynow. Tam jestem pewien ze bedzie sie czula o wiele lepiej. Najwazniejsze ze dzien byl bardzo sloneczny. Bylem dwa razy w oceanie. Myslalem ze woda bedzie o wiele zimniejsza, ale jak co roku po przelamaniu zanurzenia poziomu pasa sprawy staja sie o wiele lepsze niz sie przypuszczalo. Poplywalem sobie i polykalem troszke soli. Wypelnilismy z siostra lodowke owocami i bolkami. Chyba nam tego starczy juz do konca pobytu. Dzis odkrylem cos bardzo waznego. Kiedy ostatnio bylem tu sam, ani razu nie udalem sie do wesolego miasteczka noca. Tym razem nasz motel jest nieco blizej tego miejsca i wiele ludzi okolo godziny osmej wybiera sie w jego strone. To dlatego wieczorem zapada tu taka cisza. Jesli za rok znowu tu bede sam, to powedruje sobie tam noca. W koncu swiat noca wyglada tak bardzo odmiennie od tego za dnia. Wszedzie mrugaja swiatla. Slonce juz tak nie prazy. A kobiety sa wciaz piekne.
Sroda
Caly dzien czuje bol glowy. Nie powinienem tyle pic co wczoraj. Dzis powiedzialem sobie “koniec z piwem” i oto siedze ze swoim kubkiem. Rano pojechalismy obejrzec latarnie morska w Cape May. Najtrudniejsze bylo na nia wejsc. Ledwo ale to ledwo do uczynilismy bo nogi sie uginaly i podemna i pod moja siostra. Na dodatek metalowe schody drzaly pod naszymi stopami dodajac specjalnego efektu strachu. Na gorze spotkalismy starsza pania ktora widziala ze jestem z aparatem i wpierw pokazala mi zarowke jaka jest uzywana zeby oswietlac latarnie. Moze zle to napisalem, zarowka ktorej swiatlo jest uzywane do rozswietlania? No dobrze. Wiadomo o co chodzi. Pozniej zaczela nam pokazywac fotografie starszego pana ktory jak pozniej wyjasnila byl tym samym panem ktory na dole sprzedal nam bilety. On pilnowal swiatla. I pewnie dalej pilnuje. Widzialem tez zdjecie zamarznietego oceanu przez ktory kiedys mozna bylo przejsc dosc duzy kawalek. Dzis pewnie by trzeba bylo byc Jezusem zeby to uczynic po wodzie. Ale kto wie, moze kiedys nastana takie czasy. Nasza mala wycieczka byla oddalona nieco od miejsca w ktorym mieszkamy. Zeby tam dojechac i wrocic trzeba przejechac przez urocze miasteczko w ktorym jest kilka przystani dla malych jachtow. Bardzo mi sie podoba jak one sobie tak rowno stoja przywiazane. Ta atmosfera nieco unikatowa. Kiedys juz bylem w podobnym miejscu. Zdjecie ktore tam zrobilem wciaz pamietam. Popoludnie oczywiscie spedzilem prazac sie dalej na sloncu. Dzis juz bez wchodzenia do wody. Godzinny spacer bez jakiegokolwiek myslenia rozloznia mnie. Jest znowu wieczor a pogoda jest sliczna. Bylismy dzisiaj w wesolym miasteczku czy jak to sie teraz popularnie nazywa. Nie jezdzilismy na niczym, siostra sobie wymyslila ze chce miec miekka kurtke z kapturem na ktorej specjalnie dla niej wysprejowano artystycznie slowo “Barbie”. Dlugo trzeba bylo czekac bo prawie poltorej godziny, bo sie cos panowie obijali. Jednak czasem takie czekanie bywa bardzo ciekawe. Sprawdzilismy oboje swoje e maile w kafejce internetowej. Ja wiem ze ksiazka ktora zamowilem juz przyszla albo jest juz w drodze. Tak sobie siedzac na lawce patrzylismy jak mijaja nas tlumy ludzi. Bardzo lubie tak siedziec i patrzec na rozne twarze rozne sylwetki. Tak, zwracalem szczegolna uwage na dziewczyny ktore pozwalaly sobie na chodzenie w bikini, chyba dlatego ze niedaleko jest park wodny, ale dlaczego nie, jesli nie ma komu wlozyc to chociaz sie czlowiek oczyma nacieszy. Dzisiaj sobie zaplanowalem ze w przyszlym roku jesli tu przyjade to odwiedze lotnisko ze starymi samolotami na ktore namiary dala nam starsza pani na gorze latarni, jak rowniez jakas stara wioske do ktorej znaki widzialem jadac z latarni. Nie chcialem juz siostry ciagnac do niej bo nie wiedzialem jak daleko jest. Jednak samemu to jest najlepiej, czas jest zorganizowany tak jak ja chce i kiedy chce. Mimo wszystko nie jest tak zle. Mam nadzieje ze siostra milo spedza czas, dosc spokojnie a moze nawet za spokojnie. Ale wlasnie tak Ja lubie. Zostaly nam jeszcze dwa dni, oby zostalo na tyle jedzenia.
Czwartek
Zmeczenie daje sie we znaki. Tak to zwykle bywa na wakacjach. Czlowiek jest bardziej zmeczony fizycznie niz w domu. Ale tylko fizycznie. Poranek zastal nas nieco pozniej niz poprzednio. Mozna by powiedziec ze zaspalismy i jedlismy sniadanie kiedy panie przyszly zeby posprzatac i wyrzucic smieci. Wreszcie udalo mi sie namowic siostre do tego zeby poszla ze mna do wody. Fale byly nieco zabojcze bo kilka razy czulem sie jakbym sie normalnie topil. Najwazniejsze jednak bylo to ze siostra weszla do wody i nieco sie zabawila. O to mi ciagle chodzilo. Popoludnie czesciowo spedzilismy w sklepie robiac ostatnie zakupy na jutro. Postanowilismy zrobic sobie dzien hamburgera znowu. Dawno ich nie jadlem i smakowaly jak rarytasowy owoc. Coz, to sa wakacje i czasem trzeba sie upchac takim jedzeniem. Na piatek zostawilismy sobie plan ze kupimy pizze. Poznym popoludniem stalo sie cos na co dlugo czekalem. Siostra powiedziala mi ze zaraz wraca. To oznaczalo tylko jedno, idzie w koncu ze swojego krzeselka zeby porozmawiac i pobyc z innymi osobami w jej wieku. Siedzieli pod parasolem. Zagladalem na nich raz po raz czy przypadkiem nie przyszlo im do glowy zeby gdzies powedrowac. Jednak tych chlopcow juz widzialem wczesniej i wiem ze oni nie wychodza poza motel. Co mi sie bardzo podobalo i bylo na reke. Po poludniu udalem sie na samotny spacer. Usiadlem sobie na drewnianym wysokim krzesle, powiedzmy ze to jest krzeslo, na ktorym siedza ratownicy. Nie bylo wiatru, cieple powietrze dmuchalo od strony ladu. Fale milo uderzaly o brzeg. Myslalem czego mi wtedy brakowalo, myslalem o swoich planach na kolejne dni. Ciagle sie boje tego co ma przyjsc, bo to dla mnie wielkie zmiany. Ta chwila w ktorej bylem sam i moglem sobie mruczec pod nosem. Uswiadomilem sobie ze tego wlasnie mi brakowalo, rozmowy z niebem. Mysle ze to jest najglowniejszy powod dla ktorego tak bardzo pamietam wakacje z zeszlego roku. To nie byl sam fakt ze mieszkalem sam. To byl fakt ze moglem sobie porozmawiac niejako ze swoimi myslami. To mi dalo wiele wspomnien. Zostal jeszcze jeden dzien, ostatnia szansa na zdjecia, na poczucie ze jest sie na plazy na wakacjach. W ostatnich minutach dnia potuptalem na krotki spacer. Po jednej stronie nieba blyskawice nad oceanem. Po drugiej stronie nieba, blyskawice nadchodzacej burzy. W srodku ksiezyc i blyskajace w jego blasku fale. Piekne.
Piatek
Czyli ze to juz prawie koniec. Ostatnie piwo wysaczam z puszki. To definitywny znak ze trzeba juz sie zaczac zbierac. Rano beda tylko zwykle formalnosci budzenia, zjedzenia sniadania, spakowania sie, oddania kluczy i ostatniego spaceru w strone brzegu. Dzisiaj slonce nie pokazalo sie wiec spedzilismy dzien na spacerach. Po poludniu zrobilem siostrze fotki nad brzegiem. Nawet popstrykalem u nas w pokoju zeby mama jak to ona mowi wiedziala jak mieszkalismy. Mysle ze odpoczalem sobie. W nocy jak co piatek byly pokazy zimnych ogni na ktore poszlismy drewniana kladka w strone oceanu. Po nich zrobilem zdjecia falom pomalowanym blaskiem ksiezyca. Takich fotek jeszcze nie robilem. Zawsze to jakies nowe i inne doswiadczenie bycia z siostra na wakacjach. Ciesze sie ze ze mna pojechala i obylo sie bez jakichs tragedii, jak narazie. Przeciez jeszcze musimy zajechac do domu. Zawsze sobie mowie ze wycieczka sie zaczyna w dzwiach domu i na nich rowniez konczy. Co bedzie dalej nie wiem. Mam nadzieje ze bedzie dobrze i ze to wszystko sie jakos ulozy. Moje przemyslenia nie doprowadzily mnie do jakiegos definitywnego sposobu myslenia na swoja przyszlosc. Przeciez nie wiem co stanie sie jutro, co stanie sie dzisiejszej nocy, lub jak to bedzie od Poniedzialku. Bedzie dobrze. Juz przeciez roznie bywalo i jakos sobie dawalem rade. Wystarczy byc soba i o tym nie zapominac. Na czym wiec to wszystko skonczyc? Prawie cytatem kogos madrego. Bylem, widzialem i przezylem.
~G50
July 2, 2007 @ 10:47 am
no to pobiłeś rekord…jeszcze nigdy tak duzo na raz nie napisałeś…..przeprzaszam że się spytam….co jest z Twoją siostrą?…choruje na coś ?…i jeszcze jedno….zwolniłeś się z pracy?…tak poprostu?…pozdrawiam…;-)))
~powiernica mysli ...
July 2, 2007 @ 3:05 pm
ciesze sie ze spedziles swoj wolny czas , dokladnie tak jak lubisz :o) Buzialki :o)
mig_otka
July 8, 2007 @ 3:15 pm
dzisiaj, dopiero dzisiaj, znalazlam czas, zeby poczytac te notkewidzialam ja juz wczesniej, ale jestem ostatnio mocno zabiegana i to dlatego jej nie przeczytalamwidzialam Cie wczoraj na gg, ale jakos nie mialam odwagi napisac, ale nie pytaj dlaczegociesze sie, ze odpoczeleswielkie zmiany – czasami wychodza nam lepiej niz to na poczatku wygladabuziaczek