Wciaz jestem
To chyba w pewnym sensie pociaga ze obcy ludzie niejako dotykaja mnie swoimi oczami, moich mysli. Zaslaniam sie czym tylko moge, ale dzieki temu moge rowniez zobaczyc co tak naprawde jest nie tak. Moze oczy innych to jak sumienie ktore wskazuje droge lub daje w tylek, aby naprowadzic mysli na wlasciwy tor. Bo chyba od mysli sie to wszystko zaczyna, to wszystko co robie kim jestem. Z biegiem dni pogodzilem sie z tym czego pragne, tym co jest jak nalog, co musze bo jesli nie to jestem niespokojny.
Dzis stojac za oknem w pracy przygladalem sie wiatru i deszczowi. Te ruszajace sie liscie wydawaly sie wygladac jak z filmu. Sciany deszczu uderzaly we mnie kiedy byla juz pora pojsc do domu i potuptac do samochodu na parkingu. Pozwalalem im padac na moje wlosy, na moja twarz i koszulke. Byly takie chlodne ze przechodzily mnie ciarki ale mimo wszystko przez jeden malenki moment poczulem sie dobrze, poczulem sie jakbym byl wolny.
Zastanawiam sie gdzie powinna byc granica swojego potepienia. Czy jest taki punkt odniesienia w ktorym mozna by sobie powiedziec ze za bardzo zle oceniam siebie i to co robie. Czy musze spojrzec na zycie innych aby sie przekonac ze wielu jest takich? Moze… Jakich? Takich ktorzy widza w kobiecie wiecej niz tylko jej cialo, ktorzy widza jej piekno i chca ciagle go podziwiac. Ludzie dla ktorych rozmowy na pograniczu wlasnej rozkoszy sa nie tylko gra, sa ich zyciem, sa jedynymi chwilami swojego prawdziwego istnienia ktore maja.
Dochodzi juz polnoc. Jestem swiezy i czuje ta swiezosc w swoich wlosach. Jest mi dobrze na moim wygodnym fotelu. W uszach gra cicha i spokojna muzyka. Cicha wiara w zycie wciaz trwa.