i znow i znowu
…kiedys pomyslalem sobie ze nalezy zrobic rzecz ostateczna. Taka po ktorej juz nie ma myslenia o tym ze to co sie zrobilo mozna jeszcze naprawic, mozna zmienic zeby nie wygladalo tak zle jak sie to tylko wydaje. Koniec zycia nie jest powiazany z tym co sie dziiieje w innych rejonach nazego zycia. Wtedy przestaja istniec chwile lub sprawy dla ktorych poswiecamy minuty swojego codziennego istnienia. Powstaje tylko istnienie nas samych. Moment dla ktorego chcielibysmy byc zapamietani. Smieje sie kiedy budze sie nastepnego poranka z planamiii na to co sie ma stac w ten dzien. Uswiadamiam sobie ze istnienie ma sens, ze bycie na dnie jest tylkko przejsciowym oddechem ktory znika bo trzeba nabrac kolejnego. Zamyslony odchodze na bok, patrze na ludzi siedzacych obok mnie, wnioskuje z ich rozmow jakie jjesst ich zycie, jak lepsze jest mojje przez to ze ich nie jest takiie perfekt. Uswiadamiam sobie ze nie jest tak zle. Zycie to karuzela. Obraca sie. Jutro znow bede na dole, ale po jutrze bede tarzanem swojego bycia.